wtorek, 8 października 2013

MRS - CZEŚĆ

Cześć wszystkim, strasznie dawno mnie to nie było i pewnie o mnie zapomnieliście, nie miałam weny na to opowiadanie. No cóż wracam, żeby opowiedzieć Wam o pewnym projekcie. Więc zacytuje słowa autorek:

"W Internecie stosunkowo niedużo jest projektów zrzeszających młodych artystów. Więc - OTO JESTEŚMY! Kim jesteśmy my? Jesteśmy dwoma blogerkami - MRS. Megi i MRS. Luna-Mar, które uwielbiają pisać. Czym jest więc to całe MRS? To projekt który będzie miał za zadanie bawić - przeze wszystkim bawić - i stworzyć z Wami książkę. Malujmy Razem Słowmi zbiera ochotników i spośród nich wybierama 9 ( mniej więcej w zależności od ilości zgłaszających się osób, mamy nadzieję, że będzie to liczba powyżej dyszki) pisarzy z którymi stoży książkę. My piszemy pierwszy rozdział i przesyłamy Wam. Najpierw pierwszej, potem drugiej i tak dalej. Każda spośród tych 9 :] osób napisze jedne rozdział powiązany z poprzednim fabułą, żeby była to jedna historia, a nie kilka odrębnych. Zapraszamy wszystkich chętnych do udziału w tym przedsięwzięciu, które - mamy nadzieję, wypali (musi, bo w internecie jest zbyt wiele świetnie piszących i zorganizowanych ludzi - mówimy tu o Was).

Jeśli jesteście zainteresowane lub macie pytania napiszcie do mnie w komentarzu lub na maila - marlekna4@gmail.com. Projekt tworzę wraz z Megi Howard.
Kocham Was,
Luna-Mar"
może Was tym zainteresuje :)
Love,
Naśka <3

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 3 (Część druga)

Usiadłam na ławce wpatrując się w zabieganych ludzi. Ciągnęli za sobą walizki a także dzieci i poganiali siebie na wzajem, aby tylko zdążyć na dobry samolot. Nagle ktoś zakrył mi dłońmi oczy.
- Zgadnij kto to? - rozpoznałam głos mojej przyjaciółki.
- Nie no pomyśle. - udałam że się zastanawiam. Wstałam i przytuliłam dziewczynę. - Tęskniłam Kora.
- Ja też tęskniłam. - mocno przytuliła się do mnie, aż zabrakło mi powietrza.
- Paula, nie mogę oddychać. - wydusiła, a dziewczyna puściła mnie z przepraszającą miną. Wzięła rączkę walizki i powędrowała za mną do postoju taksówek. Wsiadłyśmy do jednaj z nich a ja podałam adres.
- Ale tu pięknie. - wyszeptała Paulina wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Też tak uważam. - uśmiechnęłam się. - Wiesz, poznałam wreszcie tego swojego kuzyna... - zaczełam cicho.
- I co? Jaki jest... - zadawała mnóstwo pytań, a ja nawet nie zdążałam z odpowiedziami. Opowiedziałam jej, że jest bardzo sympatyczny i ma fajnych dwóch kolegów. Śmiałam się z tego, jak bardzo jestem podobna do jednego z nich i jaki to opiekuńczy jest drugi i jaki ma świetne podejście do dzieci. - Są przezabawni i w ogóle... - uśmiechnęłam się na myśl o tych ślicznych oczach.
- Iwona, ty się zakochałaś. - stwierdziła ze śmiechem Paula.
- Co? - zapiszczałam. - Skąd ci to przyszło do głowy, to jakieś szaleństwo ja nie... - spojrzała na mnie kręcąc kpiąco głową. - No zakochałam się, i co? On mnie nawet nie lubi...
- Nie wiesz tego na pewno. - położyła na rękę na ramieniu, a Micki, mała kochana puchata kuleczka polizał mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się i zapłaciłam, ponieważ akurat dotarłyśmy pod mój dom. Wysiadłam pomagając Pauli z walizką i otworzyłam drzwi. Wtedy wpadł na mnie Leon.
- Pomóż mi proszę. Nie chcę, żeby znowu tak było. - zapłakał. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc co się dzieje. Nagle usłyszałam płacz dziecka. Wejściowe drzwi się uchyliły, ale ja już nie zwracałam na to uwagi.
- Zajmij się Leonem. - rzuciłam do przyjaciółki. Obawiałam się najgorszego.
- Zostaw ją rozumiesz?! - krzyczał mój starszy brat trzymając mocno moją matkę. Nogi się pod nią uginały, widać, że znów była pijana. Na podłodze skulona leżała Rebeca. Bez ruchu. Na twarzy odbity miała ślad ręki. Podbiegłam do niej i kucnęłam koło niej.
- Siostrzyczko? - zapytałam cicho. Nagle pojawił się koło mnie blondyn, ten z parku wziął małą na ręce i nakazał biec. W hallu były płomienie. Wyrwałam się z uścisku chłopaka i pobiegłam z powrotem do miejsca gdzie widziałam moją matkę i brata.
- Łukasz, dom płonie! - krzyknęłam przedzierając się przez płonące zgliszcza nowego domu. Chłopak wyrwał się kobiecie i złapał mnie ciągnąc do wyjścia. Wybiegliśmy da dwór, za bramę zostawiając w środku moją matkę. Już po chwili pojawiła się straż pożarna, ale ja nie chciałam tu być. Wzięłam od Nialla małą siostrzyczkę i mocno utuliłam.
- Iwona. - wyjąkała, a na jej twarzyczce zagościł strach.
- Nie bój się, już wszystko będzie dobrze, już tego nie zrobi. - szepnęłam a łzy pociekły mi po policzkach.
- Chodźcie z nami. - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego. Podniosłam głowę, i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co się właśnie stało. Stał przede mną wraz z Liamem i Niellem. Uratowali nas. Przytuliłam siostrę do piersi, a Łukasz wziął na ręce zapłakanego Leosia. Paulina szła koło mnie wciąż uspakajając, ale strach nie odpuszczał. Znów to się działo. Piła, i brała nie wiadomo co jeszcze. Doprowadzała swoje ciało, do stanu krytycznego. Zaczęła bić ich, tak samo jak kiedyś biła mnie i Łukasza. Jak mogłam ich zostawić samych w domu.... Jak mogłam im to zrobić? Nogi się pode mną ugięły usiadłam na chodniku i spojrzałam na siostrę.
- Jestem beznadziejna. - powiedziałam. Łzy znów pociekły po moich policzkach. Paulina usiadła koło mnie i pogłaskała po włosach.
- Nie mów tak. - szepnął mi ktoś do ucha. Zobaczyłam za sobą Nialla. Podobał mi się to prawda, ale nie miałam do tego teraz głowy.
- Jak mogłam ich zostawić? - zapytałam łkając i wskazując na Leosia i Rebecę. Blondyn wziął ode mnie siostrę. Liam pomógł mi wstać i obejmując ramieniem zaprowadził do swojego domu. posadzili mnie na kanapie wraz z otępiałym Łukaszem i Pauliną. Moje młodsze rodzeństwo zaprowadzili na górę i położyli spać. I choć było jeszcze wcześnie, oznajmili, że już smacznie śpią. Podkuliłam nogi pod brodę i wytarłam kolejne słone kropelki z policzka. Niall usiadł koło mnie i objął ramieniem. Byłam mu wdzięczna za to, że nic nie mówił. Po prostu starał się pomóc mi jak umiał,m choć widziałam go parę razy w życiu. Wczoraj co prawda dość dobrze się poznaliśmy i zdałam sobie sprawę, że to nie Liama lubię, ale właśnie tego słodkiego blondynka, ale to wystarczało mu, żeby mnie rozumiał.
- Łukasz, co tam się właściwie stało? - zapytał Harry.
- Ja.... - zawahał się. - Widziałem jak ona ich biła, i zacząłem ich bronić. Była strasznie natarczywa, waliła mnie na oślep, nie wiem, skąd w niej tyle siły, nie dawałem sobie z nią rady, szczególnie, że bałem się o Rebecę, która leżała na ziemi i się nie ruszała. - wyszeptał. Nagle syknął z bólu.
- Co się stało? - zapytała Paulina. Chłopak podwinął bluzkę i zobaczyłam na jego brzuchu okropną, otartą lekko ranę. Wyglądało to nieciekawie. - Gdzie macie apteczkę? - zapytała moja przyjaciółką. Liam zaprowadził ich do łazienki, a Harry poszedł sprawdzić, co z dziećmi.
- Nie martw się, będzie dobrze. - szepnął mi do ucha Niall, kiedy już miałam się rozkleić.
- Ja nie chcę, żeby oni przechodzili to co ja. Zbyt się nacierpiałam, wiem jaki to ból i nikomu tego  nie życzę... Wiesz jak to jest, jak zdajesz sobie sprawę, że własna matka cię nie kocha? - jęknęłam patrząc mu prosto w oczy?
Przytulił mnie mocno, a kiedy puścił położyłam głowę na jego kolanach. Ledwo zdążyłam zamknąć napuchnięte od płaczu oczy, zasnęłam głębokim snem

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 3 (Część pierwsza)

Słowa Harrego mnie zdziwiły, nie powiem, że nie. W sumie, byłam zadowolona z tego, jak jest, że jestem podobna do Liama. Przynajmniej może będę się z nim dogadywała. Byłam już w swoim pokoju i siedziałam na łóżku. Chłopcy poszli na miasto, na jakąś imprezę, a ja stwierdziłam, że nie mam na to ochoty więc wróciłam do domu. Otworzyłam laptopa leżącego na biurku i weszłam na Twittera. Zobaczyłam, że Liam i Harry dodali mnie do obserwujących. Weszłam na ich profile. Harry chwalił imprezę, i oznajmił, że świetnie się bawi. Natomiast Liam wstawił takiego posta:

Cieszę się, jak ktoś bliski mojemu sercu jest szczęśliwy. Mam ochotę latać ponieważ ona się uśmiecha. 

Mądry z niego chłopak, i nie jest egoistą. Ciekawe kogo ma na myśli? Odrzuciłam swoje długie kasztanowe włsoy do tyłu i przejrzałam się w lustrze.
- Bardzo go polubiłaś Iwona. - powiedziałam do siebie. - Ale nie masz szans. Jesteś brzydka i nigdy nie zwróci na ciebie uwagi. - uświadomiłam sobie na głos.
- Nie mów tak. - usłyszałam głos dochodzący od strony drzwi. Stał tam Harry.
- Jak tyś się tu dostał? - zapytałam, ale mi nie odpowiedział. Stanął za mną i nakazał spojrzeć w lustro.
- Co ci się w sobie nie podoba? - złapał mnie za ramiona.
- Mam duży nos, brzydkie włosy, za długie nogi i jestem zbyt gruba. - powiedziałam cicho. Na to chłopak zaczął się śmiać. Skrzyrzowałam ręce na piersi.
- No chyba ci już do reszty odbiło. Dziewczyno, jesteś śliczna, gdybyś nie była moją kuzynką to bym się z tobą umówił. - zachichotał. Ja też zaczęłam się śmiać.
- Dobra, dobra, nie kłam, bo ci się nos wydłuży jak Pinokiowi. - powiedziałam. Pokręcił głową pokazując że głupio gadam, ale ja dalej mu nie wierzyłam.
- Uważasz, że masz szanse u chłopaka, o którym mówiłaś?
Wzruszyłam ramionami posyłając Harremu słodki uśmiech.
- Nie wydaje mi się. On raczej nie zwraca na mnie uwagi.
- Ah tak? - zagadnął złośliwie. Wywróciłam oczami spoglądając na sufit.
- Tak. - odpowiedziałam stanowczo. Spojrzał mi w oczy w których dostrzegłam kpinę. - Nie wiem.
- Ale ja wiem. I nie tylko o kogo chodzi, ale też, że ty mu się także podobasz. - odsunął się ode mnie.
- Kłamiesz Styles. - odpowiedziałam cicho.
- Harold nigdy przenigdy nie kłamie. - oburzył się. Odwrócił się na pięcie, ruszył do drzwi i wyszedł na korytarz.
- Harry zaczekaj. - poprosiłam i wybiegłam z pokoju. Złapałam go za rękę. - O kim mówisz?
- No o Liamie przecież. - spojrzał na mnie jak na głupią. Wytrzeszczyłam na niego szeroko oczy.
- Nie wierze ci. - oznajmiłam.
- To lepiej zacznij. - nakazał i pocałował mnie w policzek. - Do zobaczenia Yvonne.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 2

Uwielbiam wieczorne spacery, szczególnie kiedy księżyc już świeci. Wydaje się to takie magiczne. Wpatrywałam się w gwiazdy, które przepięknie migotały na ciemnym, nocnym niebie. Nagle poczułam, że wpadam na kogoś. Upuściłam torbę, z której wypadły wszystkie książki, które pożyczyłam z biblioteki.
- Przepraszam, niezdara ze mnie. - powiedział męski głos, podobnie jak ja schylając się. Podniosłam głowę i spojrzałam w śliczne oczy chłopaka... Wydawały mi się znajome. Chciałam jak najszybciej pozbierać książki, jednak uprzedzono mnie. Podniosłam się z ziemi i odebrałam od chłopaka to co trzymał w rękach.
- Yvonne, prawda? - zapytał słodkim głosem, który sprawił, że miękły mi nogi. Przyjrzałam się mu uważnie.
- Liam? - zdałam sobie sprawę na kogo patrze. Nie dziwię się, że go z początku nie poznałam. Miał na sobie kaptur, a połowę twarzy skrył pod czapką z daszkiem. Pokiwał głową szeroko się uśmiechając, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Dziwiło mnie, że pamiętał.
- Co tu robisz tak późno? - spojrzał mi w oczy. Spuściłam wzrok.
- Byłam w bibliotece. Zapatrzyłam się na niebo, jest śliczne, mam nadzieję, że nic ci się nie stało.
- No coś ty. - zaśmiał się serdecznie a moje policzki zapłonęły. - Ja też się zapatrzyłem. Księżyc w Londynie jest wyjątkowy, coś, nadaje mu specyficznego uroku, tylko nie potrafię powiedzieć co. - rozmarzył się, ale po chwili speszył się i wrócił na ziemię. - Ale jest też trochę tajemniczy... - przyznał po chwili milczenia. - Księżyc jest zupełnie jak ty.
Musiałam się mocno zarumienić. Pożegnałam się z chłopakiem lekko ściskając jego rękę. Pierwszy dzień w Londynie można było zaliczyć do udanych. Weszłam do swojego pokoju cicho zamykając drzwi. wiedziałam, że skądś kojarzę chłopaków z parku, pomijając to, że właśnie z parku. podeszłam do półki z książkami i wyciągnęłam jedną, z czerwoną oprawą. Książka nosiła tytuł "Siła marzeń" i była autorstwa One Direction. Dostałam ją na urodziny od kuzyna. Stwierdził, że 17 urodziny to idealny pomysł, żeby bliżej się poznać. Ja nawet nie wiedziałam, że on istnieje. Był on synem brata mojego taty i koniecznie chciał się zapoznać. Wysłał mi ją pocztą wraz z krótkim listem wyjaśniającym. Był tam jego numer telefonu, adres, pod którym mieszkał wraz z kolegami na wypadek gdybym kiedyś była w Londynie i miała ochotę się z nim spotkać. Uśmiechnęłam się na myśl, że będę miała okazję nie tylko zaprzyjaźnić się z nim, ale także resztą tak sławnego zespołu. Cieszyłam się, bo byłam ciekawa jacy są. Wyjęłam z kieszeni komórkę i wykręciłam odpowiedni numer. bałam się, że kiedy odbierze nie będę w stanie nic wydusić, bo przecież zupełnie go nie znam, ale wstrzymałam oddech i czekałam. Pierwszy sygnał, drugi...
- Halo? - rozległ się w słuchawce zachrypnięty głos.
- Cześć. Jestem Yvonne, twoja kuzynka, miałam skorzystać, więc tak robię... - zawiesiłam głos. - Wiesz, tak się złożyło, że jestem właśnie w Londynie i dzwonię z pytaniem czy byśmy się wreszcie nie poznali?
- Yvonne? Jak miło, że jednak dzwonisz, myślałem, że się rozmyśliłaś. - rzekł chłopak. - To może umówimy się jutro pod London Eye? Może o 11? Co ty na to?
- Z wielką chęcią, dzięki, że napisałeś. - powiedziałam z radością.
- Dzięki, że zadzwoniłaś... To co, do jutra?
- Do jutra. - pożegnałam się i rozłączyłam. Usiadłam na łóżku, czułam się bardzo dobrze. Byłam szczęśliwa, że odważyłam się do niego zadzwonić. Wreszcie daję radę dogadywać się z ludźmi, robię postępy. zawsze byłam bardzo nieśmiała i nie mogłam nic z siebie wydusić, a teraz stawało się inaczej. Przykrywając się kołdrą momentalnie zasnęłam.

***

Rano ubrałam się i po wzięciu prysznica oznajmiłam wszystkim, że wychodzę. Postanowiłam iść na piechotę, choć była lekka mżawka, no ale przecież z cukru nie jestem. Nie rozpuszczę się. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się ludziom na ulicach Londynu. Dochodząc pod London Eye zobaczyłam mojego kuzyna w towarzystwie Liama. rozglądali się za mną, a ja byłam wdzięczna losowi za to, że jeszcze mnie nie widzą. Musiałam się jakoś na tą rozmowę przygotować. Cieszyłam się również, że mam okazję lepiej poznać Liama. Wydawało mi się, że to fajny chłopak. Stanęłam za nimi i czekałam, aż mnie zauważą.
- Stary, a może ja nie chcę jej poznawać, może najpierw ty poznasz ją pierwszy - tłumaczył przyjacielowi chłopak z parku. - a potem przedstawisz nam, ok?
- Nie. - zaprzeczył drugi. - Potrzebuję twojego wsparcia.
Odchrząknęłam lekko. Odwrócili się. Mój kuzyn uśmiechnął się szeroko, a Liam wytrzeszczył na mnie oczy.
- Cześć. - przywitałam się słodko jakby nigdy nic.
- Cześć. - odparł pierwszy. - Liam poznaj...
- Wiem kim jest. - posłał mi śliczny uśmiech na który oblałam się rumieńcem.
- Jak to? Wy się znacie? - zdziwił się.
- Tak jakby. - odpowiedzieliśmy mu równocześnie i oboje się zaśmialiśmy.
- W każdym razie cieszę się, że cię widzę Yvonne. - pokazał rządek białych ząbków.
- Ja także się cieszę kuzynie. - szturchnęłam go w ramie. - Może gdzieś usiądziemy? - zaproponowałam.
- Z chęcią.
Ruszyliśmy przed siebie. Chłopak prowadził nas gdzieś. Przez całą drogę Liam przyglądał mi się dziwnie. W końcu zapytałam go o co chodzi.
- Wiedziałaś, że jesteśmy z Niallem sławni, a jednak zareagowałaś na nas zupełnie normalnie... - powiedział cicho. Mój kuzyn popatrzył na nas z uśmiechem na ustach.
- A jak miałabym? Jesteście normalnymi chłopakami, którzy robią to co kochają, a inni ich za to cenią. - uśmiechnęłam się szczerze. Popatrzyli na mnie jak na wariatkę. - Mówię co myślę. - mruknęłam. Skarciłam siebie w myślach, że tak gadam.
- Pięknie myślisz. - szepnął mi do ucha Liam, a ja się rozpromieniłam. Usiedliśmy w przytulnej kawiarence na rogu dwóch ulic, skąd dobrze widać było London Eye. Patrzyłam przez okno zachwycając się widokiem za oknem, podczas kiedy chłopcy stali przy ladzie. Zapytali co chcę, a ja poprosiłam o kawę z karmelem. Po chwili usiedli przy stoliku sami zajadając się czekoladowymi ciastkami z posypką kokosową. Ciągle spoglądali na mnie i proponowali mi jedno, ale odmawiałam.
- Czemu nie weźmiesz, jeśli się odchudzasz, to nie masz z czego. - zaśmiał się brunet.
- Wiecie, ja po prostu mam uczulenie na kokos. - powiedziałam cicho. Spuścili głowy i już nie proponowali mi słodkości.
- To opowiedz nam coś o sobie. - zaproponował mój kuzyn. Wzruszyłam ramionami.
- Ale co?
- Najlepiej wszystko. - zaśmiał się sympatycznie.
- Harry. - skarcił go przyjaciel.
- No to zacznę od tego, że mam 3 rodzeństwa, o czym oboje nie wiecie... - Harry zakrztusił się kawą.
- Czemu ja o tym nie wiem? - wykrzyknął. Wzruszyłam ramionami i kontynuowałam. - Urodziny mam 29 maja, urodziłam się w Polsce i tam wychowałam...
- Coś się zmieniło? - znów przerwał mi Harry upijając łyk gorącej kawy. Pokiwałam głową.
- Przeprowadziłam się tu. No więc, co jeszcze. Mój ulubiony kolor to purpurowy, - zobaczyłam jak Liam się uśmiecha. - Co, znów? - zachichotałam.
- Nic, po prostu mój też.
- Aha. Bardzo lubię czekoladę, i chińskie żarcie, - rozmarzyłam się. - w Polsce zostawiłam moją przyjaciółkę, która jest dla mnie jak siostra, mam psa o imieniu Spike, uwielbiam czytać, wydaje mi się, że jestem dość nieśmiała i nie lubię rozmawiać z ludzi których nie znam, ale po woli idzie mi to coraz lepiej, lubię przebywać sama i w gronie najbliższych przyjaciół i rodziny. - uśmiechnęłam się do nich. - Nie wiem, co mogłabym jeszcze o sobie powiedzieć.
- Powiedz jeszcze, że twoją ulubioną wokalistką jest Leona Lewis, twoją ulubioną częścią ciała dłonie i że miałaś żółwia morskiego o imieniu Frederick to ja odpadam. - wykrzyknął Harry. Liam spiorunował go wzrokiem a ja byłam w szoku.
- Opanuj się człowieku. - rzekł do niego przyjaciel.
- Ale to wszystko prawda, skąd wiedziałeś? - zaciekawiło mnie to okropnie. Spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie wiedziałem, strzelałem. - przyznał a potem wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Ludzie patrzyli na nas dziwnie. Oboje z Liamem nie mogliśmy uspokoić kolegi. Zachowywał się strasznie dziecinnie, aż mi też chciało się śmiać, tyle że z niego.
- Dobra o co chodzi? - zapytałam kiedy się opanował. Zerknął na przyjaciela.
- Jesteś strasznie podobna do Daddiego. - powiedział.
- Kogo? - zdziwiłam się.
- Liama.

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 1

Otworzyłam ostatnie kartonowe pudło stojące w moim nowym, londyńskim pokoju. Wyjęłam z niego mojego ukochanego pluszaka, z którym się nie rozstawałam. Dostałam go od babci. Ona jedyna mnie kiedyś rozumiała. Teraz już nawet w niej nie mam wsparcia... Otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku i wyjęłam kilka książek spoczywających na dnie pudełka. Na parapecie postawiłam moje wspólne zdjęcie z tą kochaną staruszką i rozejrzałam się po moim nowym pokoju. Poszło mi nawet całkiem dobrze. Wczoraj wieczorem przyjechaliśmy, a ja już się uwinęłam. Nieźle. Oczywiście rodziców znów nie było w domu, a że były wakacje, to my, tj. ja i Łukasz musieliśmy się zając maluchami. Zajrzałam do starszego brata. Ciągle jeszcze malował ściany. Chyba wstał godzinę temu, bo w pokoju nic nie było zrobione.
- O cześć Iw, możesz wziąć maluchy do tego pobliskiego parku? Proszę? - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Jak zwykle uległam. Zawołałam Spike'a, mojego szczeniaka, przypięłam mu do obroży smycz i poszłam po rodzeństwo. Maluchy właśnie bawiły się w ogrodzie.
- Cześć, chodźcie idziemy na spacer do parku przed domem, ubierajcie się. - powiedziałam z uśmiechem. Od razu zerwali się z ziemi i pobiegli ubrać buty. Wzięłam ich za ręce i ruszyliśmy przed siebie. Byli bardzo radośni i już zdawali się nie przejmować przeprowadzką. Wiedzieli, że tu muszą mówić po angielsku i stosowali się do tej zasady. Szło im dobrze, choć zdarzało im się nie znać jakiegoś słowa i uzupełniali je po polsku, co brzmiało strasznie zabawnie.
- Idziemy na lody? - zapytałam. Pokiwali ochoczo głowami. Pociągnęłam ich w stronę pobliskiej kawiarni. Nagle Leon wyrwał mi się i pobiegł przed siebie. Nie wiedziałam co się stało więc wzięłam Rebekę na ręce i podążyłam za bratem. Wołałam go i krzyczałam. Mały był szybki. Po woli traciłam go z oczu wśród tłumu. Nagle zobaczyłam jak dwójka jakiś chłopaków łapie go pod ramiona. Przestraszyłam się, że chcą mu coś zrobić, jednak jeden z nich zobaczył że pędzę w ich stronę i pomachał do mnie ręką. W końcu dopadłam ich i postawiłam siostrę na ziemię. Przytuliłam mocno Leosia.
- Nigdy więcej tak nie rób. - poprosiłam. Maluch płakał strasznie.
- Ja chcę wracać do domu, do Polski. - przetarł zapłakane oczy.
- Bardzo wam dziękuję. - zwróciłam się do chłopaków. Braciszek wtulił się w moje nogi i płakał dalej, ja głaskałam go po głowie, natomiast 4 latka wpatrywała się z chłopaków z zaciekawieniem.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się blondyn. - Hej mały nie płacz. - kucnął przy nim. - Jestem Niall, a ty?
- Leon. - odpowiedział krótko. Dziewczynka wyjrzała zza brata i przechylając małą główkę przyglądała się blondynowi.
- A ty? - zapytał ją. Dziewczynka zachichotała. Chłopak jeszcze pytał ją o coś, a ja nieśmiało wpatrywałam się w nich z zaciekawieniem. Był bardzo miły i lubił dzieci, nawet Leosiowi  poprawił się humor. Spike biegał radośnie wokół chłopaków. Ja śmiałam się z brunetem z podejścia Nialla. Miał on na imię Liam. Był bardzo sympatyczny.
- A wy, chodzicie jeszcze do szkoły? - zagadnęłam nieśmiało przyglądając się uśmiechniętej Rebece.
- Nie, dzięki Bogu, właśnie skończyliśmy. - zaśmiał się brunet. Blondyn zawtórował mu.
- A ty? - zapytał mnie jeden z nich.
- Idę do ostatniej klasy. - pogłaskałam małego Leosia po głowie i złapałam rodzeństwo za ręce. - Dziękuję wam jeszcze raz za pomoc. - powiedziałam cicho.
- No to mam nadzieję do zobaczenia. - uśmiechnęli się i rozeszliśmy się w dwie różne strony.

***

Ubrałam Rebekę w piżamkę z Myszką Mini i posadziłam ją na łóżku. Jak każdego wieczoru zaczęłam czytać jej książkę a mała w połowie zasnęła. Wsadziłam ją pod kołdrę i sama przebrałam się do snu. Rozpuściłam swoje dotąd związane w warkocza włosy i przejrzałam się w lustrze. starłam lekki makijaż i położyłam się koło siostry, która spokojnie oddychała koło mojego ucha. Wzięłam do ręki komputer i przejrzałam skrzynkę pocztową. Miałam nową wiadomość od Pauliny.

Cześć Iw,

Mam dobre wieści, namówiłam rodziców na wakacje w Lonynie. Za 3 dni już będę nie mogę się doczekać!!! Będzie super, spędzimy jeszcze trochę czasu razem. Wiesz, że już tęsknię, tak samo jak wszyscy. Możliwe, ale nie na pewno rodzice pozwolą zabrać mi Mickiego. Już nie mogę się doczekać wyjazdu. Wiem, już to mówiłam, dobra całuję bo lecę teraz pomóc mamie w przygotowaniach do imprezy Mariusza. Kocham cię,
                                                    Kora

Jak można się domyślić wrzało we mnie z radości na jej przyjazd. Kochałam ją jak drugą siostrę. Szczęście ma każdy, mający taką przyjaciółkę, która odda nawet upragniony obóz taneczny, żeby cię odwiedzić. Ja właśnie taką miałam, więc byłam wielką farciarą. 

Prolog

Ciepłe promienie słońca przedzierały się przez korony drzew. Stałam wtedy i myślałam jak to teraz będzie. Płakałam i nie byłam już nawet w stanie powstrzymać łez. Niby nic wielkiego, ale zależy dla kogo. Ojciec objął mnie ramieniem i zaprowadził do domu. Na kanapie w spokojnym, małym saloniku zaryczana siedziała Rebeka. Obok niej moja wiecznie niezadowolona mama. Z łazienki obok wyszedł Łukasz prowadząc za rękę małego, zapłakanego równie jak my wszyscy Leosia.
- Iwonka, zaopiekuj się siostrą. - rozkazała mi mama. - Jedziemy z tatą załatwić jeszcze kilka rzeczy dotyczących tej przeprowadzki. Zobaczycie - wzięła torebkę ze stołu i zabrzęczała kluczami. - Będzie wam się tam podobało.
- W Londynie? 1650 kilometrów stąd? Z dala od przyjaciół?
- Ciesz się, że twój ojciec jest anglikiem, i że twoje rodzeństwo zna angielski i nie waż mi się więcej pyskować. - syknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi.